Tatuś miał rację

3 minuty czytania

Moment w którym z zaskoczeniem przyjmujemy do wiadomości, że coś jakościowo wyjątkowego jest polskiej produkcji przeżył chyba każdy z nas, przynajmniej raz w życiu. Z tym większą dokładnością należy zanotować kolejny przypadek cudownej epidemii jaka zaczyna panować na naszym rynku muzycznym.

To jedna z tych płyt, które powinno się trzymać w lodówce, by po otwarciu pudełka unosił się z niego zimny dym. Ta okładka leży w mojej płytowej poczekalni już od kilku miesięcy. W grudniu od samej premiery płyty minie już rok. Widocznie ta jesienno-zimowa aura połowy sierpnia skłoniła mnie do rozliczenia się z owocami zeszłorocznej zimy – faktem jest, że Daddy says I’m special słuchać należy w temperaturze poniżej pokojowej.

Kobieca, chłodno-skandynawska, delikatna, subtelna, nieśmiała. Kari Amirian weszła na polski rynek muzyczny na paluszkach. Bez medialnej pompy, bez recenzyjnego huraoptymizmu, bez dziennikarskich porównań, jakby wszystko miało pozostać w tajemnicy. Otóż nic z tego. Wydało się. Za sprawą Nextpop wydała się płyta. Dziś już, dzięki wielu koncertom, piękniejsza połowa małżeństwa państwa Amirian staje się rozpoznawalnym, kolejnym dobrym ładunkiem polskiej fali talentu, którego wybuch może być słyszalny również poza granicami kraju.

W przypadku tej publikacji mamy do czynienia nie tyle z projektantką graficzną, co z artystką grafikiem, bowiem Paulina Bartnik przy tworzeniu digipacka dla Kari Amirian właściwie nie musiała go dotykać kursorem myszki. Już od pierwszego kontaktu z albumem wiemy, że mamy do czynienia z warsztatowcem, wśród znanych mi papierowych projektów okładek, ten jeden się wyróżnia ekskluzywnością w kwestii druku. Po rozłożeniu obu skrzydeł digipacka szybko przekonujemy się, że żadne zszywki nie są w stanie utrzymać sporej książeczki umieszczonej wewnątrz. To też pierwszy raz mam do czynienia z bookletem z grzbietową oprawą (jak w książkach z twardą okładką). Jeśli kogoś zastanawia czy Robert Amirian napisał żonie tak dużo tekstów na jej pierwszą płytę, śpieszę uspokoić, Robert wie doskonale jak pisać teksty do piosenek; to co powiększa liczbę rozkładówek w booklecie to grafiki Pauliny Bartnik – utrzymane w klimacie muzyki akwarelowe lawunki uzupełnione rysunkiem, oraz fotografie autorstwa 21-letniej studentki łódzkiej filmówki Martyny Galli (polecam dość pokaźne jak na jej młody wiek portfolio).

Wysoko oceniam typografię, misternie nakreślone litery mają w sobie niewątpliwy urok. Co prawda chwilami konwencja notatnika z ręcznymi zapiskami i akwarelowymi malunkami bywa niekonsekwentna, zdarza się plama, która urywa się w połowie rozkładówki, ale podobnie niektórym może przeszkadzać momentami nie do końca czysty angielski akcent Kari, niektórzy natomiast usłyszą w nim swoisty słowiański znak wodny dyskretnie nałożony na przyjemny dla ucha wokal.
Z pewnością dziewczyny wykonały kawał dobrej roboty, która składa się na album dojrzały wizualnie. Ten stan nie tylko potwierdza w ten sposób jakość muzyki na nim obecnej, ale jest też dodatkowym powodem do kupienia Daddy says I’m special w sklepie i przekonania się na własne uszy, że rekomendacja taty to nie słowa rzucone na wiatr.